Początkowo gdy bierzemy pod opiekę kota myślimy sobie jaka to niesamowita przewaga komfortu w porównaniu z posiadaniem psa….kot ma kuwetę w domu, nie trzeba wyprowadzać go na spacer, a ma się jednocześnie wspaniałego kompana w domu. Czy to prawda? Czy faktycznie kot za sprawą cudownego „przyklejenia” do kuwety nie będzie chciał wyjść w celach eksploracji otoczenia? A może wręcz odwrotnie, musi wychodzić bo to leży w jego dzikiej naturze należy mu pozwolić na tą swojego rodzaju kocią niezależność i podążanie kocimi ścieżkami?
W zasadzie jak ze wszystkim, można by powiedzieć, że kwestia indywidualna zarówno kota jak i jego właściciela, aczkolwiek warto pamiętać, że miasto to dżungla, w której nie zwykli mieszkać przodkowie naszych milusińskich i nie przekazały im w genach orientacji na drodze, przechodzenia przez pasy czy informacji o wielu współczesnych zagrożeniach. Koty które wychowywały się tylko w domu nie będą miały tego instynktu przetrwania, co ich bracia wychowani na dworze. Kot może czuć silną presję do wyjścia poza bezpieczny domowy azyl głównie kiedy wcześniej miał sposobność samodzielnych wycieczek, gdy jest pora rui oraz kiedy się nudzi i na własną „łapę” stara się znaleźć sobie ciekawe zajęcie.
Co może spotkać kota na zewnątrz:
1. wersja optymistyczna: nic – pochodzi, pozwiedza i wróci stęskniony
2. wersja pesymistyczna:
a) może potrącić go samochód. Komentarz raczej jest tu zbędny. Miasto jest bardzo niebezpieczne dla wszelkich zwierząt. Kierowcy często nie uważają na naszych czworonożnych przyjaciół lub po prostu nie są w stanie zareagować odpowiednio szybko.
b) może zostać otruty. Koty puszczone samopas mogą zostać otrute specjalnie lub przypadkowo. Błąkając się czasem po piwnicach najedzą się trutki nieprzeznaczonej dla nich, czy też zapoluje na mniejsze zwierze, np. gryzonia, który chwilę wcześniej najadł się takiego specyfiku i katastrofa gotowa.
c) może zostać pogryziony przez psa, zaatakowany przez innego kota czy nawet gryzonia. Często samo pogryzienie może nie wywołać tyle negatywnych skutków, co zakażenie które się wda w ranę. Zdarzają się także, i to całkiem nierzadko, sytuacje gdy to człowiek zaatakuje samotnie błąkającego się kota. Ufne zwierze podejdzie i stanie są ofiarą jakiegoś zwyrodnialca.
d) może się czymś zarazić. Mając styczność z innymi zwierzętami może zostać zarażony wirusem, który inny osobnik w sobie nosi. Najniebezpieczniejsze w tym momencie są następujące choroby wirusowe: wirusowa białaczka kotów, zakaźne zapalenie otrzewnej oraz wirus nabytego niedoboru immunologicznego. Są to choroby śmiertelne , którymi można się zarazić np. jak w przypadku białaczki, poprzez kontakt ze śliną zakażonego zwierzęcia.
e) może zaginąć. Nie sposób sobie wyobrazić co czuje wtedy człowiek, który nie wie gdzie jego koci przyjaciel się podziewa. Mógł zostać porwany, zabity, mógł wpaść w pułapkę z której nie może się wydostać, np. przypadkowo zamknięty na kilka dni w piwnicy bez dostępu do jedzenia i picia, czy też spacerując w obszarach leśnych wpaść w zastawiane na inne zwierzęta sidła.
Nie oznacza to jednak, że należy kota za wszelką cenę więzić w domu. Należy dostosować możliwości do sytuacji.
Więc, gdy:
1. jesteśmy posiadaczami domu z ogrodem – możemy zrobić naszemu pupilowi osiatkowany wybieg. Będzie przebywał na zewnątrz, a jednocześnie będzie bezpieczny. Warto jednak pamiętać projektując taką konstruuję, że musi być ona także osiatkowana od góry. Koty świetnie potrafią się wspinać, więc samo ogrodzenie terenu na nic się nie zda. Do tego celu idealnie nada się gruba siatka o oczku 40x40mm dostępna TUTAJ.
2. jesteśmy posiadaczami mieszkania z balkonem – możemy osiatkować dostępną dla nas przestrzeń, czyli balkon. To, jak wygląda montaż siatki przeprowadzony przez naszych Specjalistów możecie zobaczyć na tym FILMIKU.
Istnieje również możliwość samodzielnego założenia siatki. O tym jak zrobić to dobrze pisaliśmy w jednym z ostatnich artykułów: „Wiosna, balkonowy czas”.
3. posiadamy smycz dla kota, a kot….posiada chęci do wychodzenia na smyczy – jest to rozwiązanie idealne dla osób aktywnych, które nie mają możliwości wypuszczać kota w bezpiecznych warunkach, a zależy im (jak i kotu) na kontakcie z naturą. Fakt, że nie wszystkie koty przyzwyczają się do tego rodzaju ograniczenia ich autonomii, ale jest też rzesza mruczków, którym takie rozmawianie przypadnie do gustu. W myśl zasady „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma” 🙂 Kupując smycz, warto jednak zastanowić się na wyborem szelek. W ofertach sklepów znajdują się również obroże, jednak my polecamy szelki jako wygodniejsze, bezpieczniejsze i pewniejsze rozwiązanie.
Dodatkowo sam kociak powinien być przygotowany do wyjścia:
1. Szczepienia. Kot, który opuszcza domowe pielesze powinien regularnie być szczepiony przeciwko chorobom wirusowym. Spacerując po okolicy jest narażony szczególnie na zarażenie wścieklizną, na którą szczepienie nie jest obowiązkowe, ale jednak gorąco zalecane.
2. Odrobaczanie. Kot mający kontakt ze światem zewnętrznym jest narażony na atak ze strony wszelkiego rodzaju pasożytów; pcheł, kleszczy i wielu innych. Jako, że przenoszą one niebezpieczne choroby należy należy po spacerze obejrzeć naszego pupila czy przypadkiem nie przyniósł na sobie nowego lokatora, a już przed wszystkim regularnie odrobaczać. Pasożyty nie tylko mogą być widoczne, ale także jest cała masa wewnętrznych, które są w stanie narobić wiele szkód w kocim organizmie, a których nie widać gołym okiem.
3. Oznaczenie kota. Idealnym rozwiązaniem dla każdego samotnie wędrującego kota jest tzw. adresówka przymocowana do obroży. Można także zrobić kotu specjalny tatuaż lub wszczepić pod skórę mikroczip, jednak nie każdy chce się zdecydować na takie rozwiązanie. Adresówka za to jest widoczna z daleka, mówi od razu znalazcy, że kot ma swój dom, a informacje w niej zawarte pomogą na szybkie zlokalizowanie właściciela.
Jak już wspomniałam wyżej, pomimo wielu czyhających niebezpieczeństw kot nie musi całego życia przesiedzieć w domu, jednak decyzję o tym czy wypuszczać kota i w jakich okolicznościach pozostawiam Państwu, życząc jednocześnie bezpiecznych i szybkich kocich powrotów. A, no i stęsknionych oczywiście 😉